poniedziałek, 25 maja 2009

KURS KAJAKOWY ALPY

Alpejskie rzeki przywitały nas sporym poziomem wody i słoneczną pogodą.

 
kliknij zdjęcie

Pierwsze dwa dni pływaliśmy na Salzie przy poziomie wody ponad 2 metry. Przy takiej wodzie robią się tam spore fale, dla uczestników były one sporym wyzwaniem i dostarczały wiele emocji. Radzili sobie całkiem nieźle, tylko od czasu do czasu zmuszając nas do pogoni za "swobodnym" kajakiem :-)


 
Krzysiek w bystrzu


Drugiego dnia po treningu na rzece przeprowadziliśmy zajęcia w pływaniu lub bardziej z zachowania się w odwoju. Kursanci miel na początku opory przed śmiałym wpłynięciem w białą kipiel, ale przekonali się że nie taki diabeł straszny jak z brzegu się prezentuje. Pod koniec zajęć udawało im się utrzymać na podpórce i wyjść z odwoju wyciągając się na wiośle ale, czasami wychodzili eskimoską, lub efektowną kabiną


 
Jurek wpływa do odwoju pod czujnym okiem Białego


Trzeciego dnia pływaliśmy na rzece Steyr. Poziom wody tutaj też był spory. Woda zasuwała szybko, a odcinek od wodospadu Stromboding, który płynęliśmy ma stały spadek wiec była niezła zjeżdżalnia. Zwężenie pod drewnianym mostkiem i bystrze za nim część kursantów obniosła, natomiast wielki głaz w nurcie przypominający gigantyczne jajo dinozaura i bystrze zanim wszyscy spłynęli bezbłędnie.


   
Wodospad Stromboding

wtorek, 19 maja 2009

W POGONI ZA WODĄ

W pogoni za wodą odwiedziliśmy w Czechach dwa upusty na Divokiej Orlicy i Labie. W sobotę zaczęliśmy od upustu na Divokiej Orlicy. Pojawiły się tam niezliczone tłumy wodniaków najczęściej na wszelkiego rodzaju sprzęcie pneumatycznym
 
 
(kliknij zdjęcie)

Płynęliśmy spory kawałek 20 km od miejscowości Lisnice. Zaraz na początku był do pokonania 2 m próg, który dla wielu był niemałym wyzwaniem jak na początek , ale następne liczne progi szły już gładko.
Tradycyjnie zatrzymaliśmy się na pokrzepienie w barze u KRECIKA, aby mieć siły na pokonanie drugiego odcinka gdzie pojawiały się fajne bystrza i fale. Spływ zakończyliśmy jak to w Czechach dobrym obiadem czyli knedle i coś jeszcze...:-)


  

Po Orlicy przejechaliśmy na upust wody na Labie, odbywały się tam zawody w Kajak Crosie. Na kajakowym polu namiotowym była niezła impreza tłum kajakarzy i koncert, a potem impreza do samego rana.
W niedziele odbywały się również zawody w slalomie i nie mogliśmy spłynąć z pod samej zapory, zaczęliśmy zaraz za torem i spłynęliśmy do Varchlabskiei Souteski. Bardzo dobry odcinek WW za rok przyjedziemy popływać tu również na raftach.






środa, 6 maja 2009

Majowy weekend jak co roku spędziliśmy w słowackich tatrach na Beli
 
             Na rzece (kliknij zdjęcie)

Pogoda była wyborna i poziom wody również  bardzo dobry, wiec zaraz po przyjeździe wszyscy się rwali na wodę, tym bardziej że domki w których mieliśmy nocować były jeszcze wykańczane przez ekipę remontową i miały być gotowe po południu. Na rozpływanie popłynęliśmy dolnym odcinkiem Beli WW I-II. Mimo niewielkiej trudności trzeba było się mocno sprężać bo Bela na tym odcinku mocno meandruje, a i drzewa w nurcie zmuszały do szybkich i uważnych manewrów ( w każdym razie rzutka się przydała :-).Jak do pływania ekipa równie mocno rwała się do imprezowania i wieczorem było imprezowe WW V ( w każdym razie zimne piwo rano się przydało :-)

 
Z widokiem na Krywań

 W drugi dzień pływania połączyliśmy środkowy odcinek rzeki do WW II+ (najbardziej popularny) i dolny który płynęliśmy wcześniej i wyszło nam około 4 godz na wodzie, więc wieczorem w miarę szybko wszyscy poszliśmy spać. Następnego dnia czekała na nas górna Bela WW III 

 
Pełen luz :-)

Rano przed całą grupą popłynęliśmy górę na kajakach aby zobaczyć jak zmieniła się rzeka przez rok i gdzie ustawić asekurację.Pierwszym trudniejszym miejscem w którym trzeba było uważać było rozwidlenie, gdzie rzeka płynie lewym korytem wąską i stromą kaskadą , prawą odnogą trochę łagodniej, ale trzeba omijać drzewa w nurcie. Podzieliliśmy ekipę i cześć spłynęła prawą, a druga część lewą odnogą. Następnym trudnym miejscem był podwójny zakręt na rzece (eska) ze zwalonym dużym drzewem. Kajak przechodził lewą stroną pod drzewem, ale dla gumy było za mało miejsca. Niestety przed zwałką nie było żadnej cofki, a prąd bardzo silny. Biały stał w wodzie na "człowieka żabę" i wyłapywał kanadyjki przed zwalonym drzewem. Przepłynęliśmy górę bez żadnej wywrotki i popłynęliśmy jeszcze środkowy odcinek Beli. Wieczorem oczywiście pożegnalne ognisko do późnego wieczora, albo do wczesnego rana. Ostatni dzień mieliśmy pływać tor w miejscowości  Liptovsky Mikulas, ale niestety był zajęty i popłynęliśmy jeszcze raz górny i środkowy odcinek. Cała ekipa przez trzy dni dobrze się wprawiła w pływaniu i przelecieliśmy całość w sportowy sposób tylko z jedną przerwą na rozprostowanie kości.
A co wyprawiały niektóre nasze rafterki można zobaczyć na filmiku.